top of page

W krainie poligonów, bunkrów i Templariuszy.


Tak jak w tytule wymieniłem organizatorzy zabrali nas - kilkunastu Bogu ducha winnych rowerzystów na pojezierze drawskie. Rajd zgodnie z nową świecką tradycją został skrócony do dni dziewięciu, liczba baz do dwóch.

Życie bywa nieprzewidywalne, wracający z 57 Ogólnopolskiego Zlotu Przodowników Turystyki Kolarskiej PTTK Jerzy - Komandor Rajdu, poinformował, że od piątku drawski oddział PTTK organizuje “tradycyjny” pierwszy Rajd rowerowy ,,Poligon” na terenie poligonu w Drawsku Pomorskim i ze względu na bliskość naszego rajdu wielodniowego, zacieśnianie kontaktów międzyklubowych oraz atrakcyjność propozycji, miejsce inauguracji naszej wyprawy zostaje zmienione.

Komandor osobą nieomylną jest, więc w piątek od godziny siedemnastej, szesnastu uczestników naszego rajdu zjeżdża do ośrodka OHP w Mielenku Drawskim. Ci, którzy zdążyli biorą udział w zwiedzaniu Drawska i inauguracji Rajdu, pozostali dołączają do zabawy przy ognisku. W sobotę po dziesiątej wyruszamy na Poligon, przy wejściu szkolenie BHP dotyczące poruszania się po terenie wojskowym. Ruszamy.

Oprócz tych, którzy z uwagi na swoje doświadczenie rowerowe - rezygnują. Musimy także uważać na odbywający się równocześnie rajd offroad-owy. Poligon to nie tylko czołgi, wojsko, kurz i pył, ale również, co niespotykane bujna przyroda. Dwadzieścia metrów od drogi napotykamy stado żubrów (ooooch... ahhhh….. Czy nie mogą podejść? Słabo stąd widać. Dlaczego się oddalają?). Na granicy poligonu zwiedzamy stuletnią elektrownię wodną, która z okazji obchodzonego hucznie jubileuszu używania została udostępniona zwiedzającym.

Powrót do Mielenka kończymy jako jedna ekipa, która w ramach rozrywki i pokazania się w peletonie, co chwila organizuje ,,ucieczki” i ,,zaciągi”. Na kolejne ognisko integracyjne brak czasu, musimy wrócić do pierwotnego planu i zameldować się w schronisku w Szczecinku.

Kolejna noc ze słabym snem, bo tuż obok wesele. Następnego dnia rozespani, znajdujemy muzeum Wału Pomorskiego, urządzone przez grupę rekonstrukcyjną w dwukondygnacyjnym bunkrze Panzerwerk 991 w Szczecinku,

stąd wyjeżdżamy w kierunki na Wilcze Laski, Lotyń Żółtnicę i obiad w Domu Woźnicy - pyszne pierogi w wielu smakach. Jeszcze spacer wśród uczestników III Szczecineckiego Spotkania z Folklorem i wracamy na noclegi.

Następnego dnia trasa wiedzie nas przez Drzonowo, Stępień, Spore do Szczecinka na zakupy w Lumpen Shopie. Wieczorem impreza na pomoście jeziora, smażone ryby, piwo, rozmowy i zdjęcia zachodzącego słońca.

To nasz ostatni nocleg w Szczecinku - ale nie ostatnie zakupy. Samochody spakowane, a w szmateksie cena 5 zł/kg, ktoś nie może sobie odmówić. Używając perswazji, focha i innych nieczystych zagrań udaje mi się wyruszyć za resztą samochodów do Czaplinka.

W Czaplinku dołącza do nas kolejna grupa rowerzystów, jest nas już dziewiętnastu i po dobrze przespanej nocy wyruszamy przez Czarne Małe (przez moją pomyłkę dokładamy extra 10 km) i Łubowo do Bornego Sulinowa. Dojazd odbywa się po liczącej ponad osiemdziesiąt lat idealnie prostej drodze z płyt betonowych. Borne Sulinowo pojawiło się na mapach Polski w roku 1993, kiedy zostało opuszczone przez Armię Radziecką, a właściwie już rosyjską. W 1995 kiedy odbywał się tutaj nasz poprzedni rajd, miasto liczyło kilkuset mieszkańców, dziś jest ich ponad cztery tysiące. Ciągle można natrafić na pozostałości pobytu Wielkiej Armii, ale już coraz rzadziej.

Warto odwiedzić plażę miejską i półwysep - głowę orła. Obiad jemy w pensjonacie u Ani. Powrót do Czaplinka tą samą trasą i ludzie nie mają do mnie pretensji o to extra, albo przynajmniej nic nie mówią. Kolejna trasa prowadzi nas przez ruiny zamku Drahim, który w XIII wieku był komturią Zakonu Templariuszy, później przekazany Zakonowi Joannitów.

Zamek budzi mieszane we mnie, dziś, mieszane uczucia. Z jednej strony - żyje, są w nim organizowane różne wydarzenia, budowane repliki średniowiecznych kamieniczek, z drugiej strony, wiele osób z okolic krytykuje sposób jego wykorzystywania przez obecnych właścicieli. Ale chyba wolę harmider od napuszonego zamyślenia - każdy powinien mieć własny pogląd. Dojeżdżając do Złocieńca odkrywany drogę zwiniętych torów, którą wykorzystamy w trasie do Połczyna Zdroju. W Złocieńcu polecam obiad w Pierogarni na ulicy Bohaterów Warszawy - dawno tak dobrze i tanio nie jadłem. Po powrocie kąpiel w jeziorze Drawsko. Następnego dnia dzień wolny, grupa dzieli się. Niektórzy samochodami wyruszają do odległego o 100 km Kołobrzegu, część na rowerach odwiedza zamek w Siemczynie, ja z Radkiem i Małgosią, po rozegraniu meczu w kosza, wsiadamy do kajaków i wyruszamy na falujące wody jeziora. Kluczem jest słowo falujące - porywisty wiatr odbiera radość z pływania na kajaku, wytrzymujemy na wodzie godzinę. Trudno - wracamy do ośrodka i wyruszamy pieszo do miasta. Pogoda idealna do zwiedzania miasta, jak zaczyna kropić, można odwiedzić kolejny zabytek, sklep czy lodziarnię. Niespiesznie odwiedzamy muzeum miejskie oraz kościół parafialny. Ale nie ten przy rynku tylko ten skryty na uboczu gotycki kościół odbudowany po pożarze w XVII wieku z niezwykłym ołtarzem pod sześciokątnym baldachimem.

Wracamy na rocznicową imprezę Magdy i Sławka, którzy z okazji swojego 10-lecia w klubie, zaprosili gości na tort z malinami. Ostatnią wyprawę rowerową podczas tegorocznego rajdu zaczynamy nietypowo, od pakowania rowerów na samochody. Plan wyprawy jest następujący, jedziemy do Złocieńca, wsiadamy na rowery i jedziemy drogą zwiniętych torów do Połczyna Zdroju. Po drodze napotykamy pozostałości infrastruktury kolejowej w postaci budynków stacyjnych zamienionych w domy mieszkalne czy pensjonaty.

W Połczynie akurat odbywają się dni miasta. Więc na turystów czeka nie tylko park zdrojowy, ale także inne atrakcje jak np. Ulica pod parasolkami czy występy teatrów albo muzyków klasycznych.

Grupa znów się dzieli. Ponieważ postanawiamy z Małgosią wrócić do domu jeszcze tej samej nocy, wyjeżdżamy z Połczyna zabierając ze sobą czterech rowerzystów. Po drodze ogołacamy z ciast pensjonat przy torach i wracamy do samochodu. W ośrodku pakowanie i rzewne pożegnania. W Warszawie jesteśmy około 3 w nocy, ale nie musimy tak jak pozostali wracać w deszczu i burzach. A niedługo, bo już za 11 miesięcy jedziemy do …...

bottom of page