top of page

Co zobaczyć, jadąc po płaskim terenie z nazwą wziętą z butów.


To już drugi rajd wielodniowy KTK Kinowa w sezonie 2017. Tym razem celem naszego zwiedzania są Kurpie. Razem z Małgosią wyruszamy w niedzielę o południu, po drodze zaliczając grilla w Cyklonie. Jak to ciężko jechać w okresie weekendowych powrotów. Prędkość około 15 km/h, korek przed każdym skrzyżowaniem i rozjazdem, o włączeniu się w sznur samochodów w Nieporęcie nawet nie wspomnę, a my zgodnie z przepisami 50 a nawet 100 (poza terenem zabudowanym na wielopasmówce), bo nie nie wracamy a wyjeżdżamy. Po dwóch godzinach jazdy, bez płacenia mandatów dojeżdżamy na niezamówioną kolację złożoną z naleśników i “specjału miejscowego”. Oczywiście nie sami, na miejscu zgłasza się szesnaście kolarek (takich ze zgrabnymi nogami a nie kołami) i kolarzy.


Poniedziałek (Czarnia - Łyse - Czarnia)

A komu by się tam spieszyło? Wstajemy, niektórzy robią poranną gimnastykę, śniadanie i po godzinie dziesiątej wyruszamy przez Myszyniec do Łysych. Tempo raczej spacerowe, ale dzięki temu nikt nie odstaje. Na postoju pomnik ku czci Powstańców 1863 roku - a więc walczono nie tylko w górach świętokrzyskich, ale także na północ od Warszawy, tuż przy granicy pruskiej. W centrum Kurpi, w Myszyńcu zwiedzamy Bazylikę kolegiacką, w której na jednej ze ścian można poznać historię tych ziem. Celem dzisiejszej trasy są Łyse, gdzie w starym drewnianym kościele pw. Św. Anny znajduje się co roku odnawiana kolekcja kurpiowskich Palm Wielkanocnych (rzeczywiście długie... a może jednak wysokie…?) Wracamy na obiad i wieczorne ognisko z regionalnymi specjałami.

Wtorek (Czarnia - Rozogi - Czarnia)

Etap rozpoczynamy od wizyty w muzeum brata Zenona Żebrowskiego - franciszkanina, współpracownika o. Maksymiliana Kolbe, przez większą część życia pracującego w Japonii, który w końcu XIX wieku urodził się właśnie w okolicach Czarni. Następnie krótka wizyta w miejscowym kościele i wyruszamy do Rozogów. W Rozogach zatrzymujemy się pod neogotyckim kościołem pw. św. Marii Magdaleny, gdzie budowany jest obecnie skwer fatimski. Później tradycyjna kawa z lodami i wyruszamy w drogę powrotną. Wieczorem pogadanka na tematy “Jak używać magnezu, żeby mięsień czworogłowy uda nie zmęczył się na przełożeniu 3/7 przy kadencji 75-90” czyli o wszystkim i o niczym podczas uprawiania kolarstwa - nudy i nawet prowadzący nie wie o czym mówi. Jutro najdłuższy etap naszego rajdu.

Środa (Czarnia - Szczytno - Czarnia)

Długa trasa to okazja do kryzysu wiary (głównie we własne siły), dlatego nasz dzisiejszy peleton składa się z: prowadzącego, ………. i zamykającego, reszta wsiada w samochody. Wyruszamy z Robertem po 9.00 i liczymy, że przy jednym postoju, uda nam się bezpiecznie osiągnąć cel wyprawy. Dojeżdżamy bez przygód pod Muzeum w Szczytnie, telefon do Małgosi i wchodzimy zwiedzać wystawę przyrodniczą. Na zewnątrz, pośród ruin murów zamku krzyżackiego, natykamy się na takie małe nie wiadomo co. Nad jeziorem niedaleko pomnika Krzysztofa Klenczona kolejne takie dwa, pod budynkiem sądu i aresztu następny - tym razem w pasiaku - trzeba uważać żeby nie przeoczyć. Skręcając w aleję Czesława Niemena i klucząc niemiłosiernie, docieramy do Informacji Turystycznej zlokalizowanej w Miejskim Domu Kultury. Na miejscu dowiadujemy się, że te małe to Pofajdoki, że jest ich 14 i że w ogóle wspaniale trafiliśmy, jeżeli chodzi o turystyczny region do zwiedzania i poznawania. Przytłoczeni wiedzą zasiadamy do kawy, lodów i smażonej ryby (zupełnie jak w smażalni nad Bałtykiem, tylko ryba świeża i w większym wyborze). Radio poinformowało, że minęła godzina 14 i w związku z tym trzeba zawrócić rowery i wracać do Czarni. A ci bez rowerów do lumpen shopów, bo cena po 50 groszy - el Dorado. Wracamy na kwaterę i 100 lat i tort bo Robertów wszakże dwóch.

Czwartek (Omulew)

Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, gdy kajak płynie z wolna, a woda płynie w dal. Nie podejmuję się podać dokładnej liczby pokonanych przez nas zakrętów rzeki Omulew. Robert naliczył ich 117 i ja mu wierzę, jak ktoś nie wierzy to niech liczy sam. Kolejne doświadczenia to: nie używać wioseł, bo będzie wstyd oraz słońce opala. Po dwóch i pół godzinie aktywnego antywiosłowania (nie licząc postoju w krzakach) docieramy do stanicy Długie. Wracamy na kwaterę i znowu niespodzianka. Sprawdzamy co słychać w Puszczy Zielonej, kiedy się jedzie wagonem drogowym zaprzężonym do Renaulta, a grupa nie wyje piosenki biesiadnej. Do wyboru: pasieka w środku puszczy, pasztet z dzikiej gospodyni, świeże ogórki małosolne albo smalec z cebulką (palce lizać). Czas do łóżek a piekące nogi i ramiona spać nie dają.

Piątek (Czarnia - Wach - Czarnia)

Ostatni dzień kręcenia. Dziś jedziemy do Wachu, zwiedzać prywatne Muzeum Kurpiowskie prowadzone przez Państwa Laurę i Zdzisława Bziukiwiczów. Nakarmieni pierogami na drożdżowym cieście, słuchamy opowieści jak to dawniej bywało, dlaczego Kurpie podczas wojny północnej opowiedzieli się przeciwko Szwedom, od którego roku życia chłopcy uczyli się strzelać, dlaczego kobieta nie mogła być za chuda i co to są frywolitki. Po powrocie uroczyste zakończenie Rajdu i dalsze elementy obchodów 50-cio lecia Klubu.



I żeby rozwiać wątpliwości, zwiedzaliśmy Kurpsie (Kurpie) czyli region, którego nazwa pochodzi od lokalnej nazwy prymitywnego obuwia z łyka, tutejsi mieszkańcy nazywali się sami Puszczakami. A ramach podsumowania - dziękuję Eli i Stachowi za perfekcyjną organizację całego wyjazdu wliczając wybór tras, organizację jazdy, zapełnienie czasu wolnego i dosmaczenie powyższych czymś z ich prywatnego zbioru doświadczeń, co uczyniło ten rajd wartym wspomnień. Dziękuję także Dorocie i Tadeuszowi - naszym gospodarzom z Agro Dorota za to, że mogliśmy w ich gościnnych progach zapomnieć o codziennych frasunkach i w pełni rozkoszować się czasem wolnym w szczególnych okolicznościach przyrody (kukułki, łyski, sarny, bociany, żurawie , gzy, komary ….. błe , o tych dwóch ostatnich to wolałbym zapomnieć). I do zobaczenia na kolejnych naszych trasach.

bottom of page